środa, 21 września 2016

Ale się narobiło.





Myślałam, że mój ostatni post opublikowałam na koniec roku 2015.
 Tak, tak, prawie rok temu. I co?
Niespodzianka, nie opublikowałam. Czegoś nie nacisnęłam
 i pozostało to wersją roboczą.
O czym był? Trochę podsumowania roku, trochę wyjaśnień, postanowień... 
A co tam, oto fragmenty:

2015 minął. Jaki był? Burzliwy, pełen złych i dobrych niespodzianek. Napisanych postów dwa. Rozpoczęta  i niedopieszczona moja własna strona. Ciągłe kontuzje, dla rękodzielnika, najważniejszego aparatu ruchu czyli rąk, obu, na szczęście przemiennie.
Lato i nowy powiew nadziei na lepsze.
Praca ,w końcu! Bezrobocie w Szwajcarii to "ciężka praca", o tym jednak kiedy indziej.
Początek lipca cudny, rozpoczęty warsztatami na DLWC we Wrocławiu.
Potem całe 5 dni nad polskim morzem w Jastrzębiej Górze, tylko ja i mój mąż ostatni raz w takim składzie 20 lat temu). Cudnie.
Sierpień początek pracy.
Pażdziernik więcej pracy, zwiększa się procent, i dobrze.

Sporo czasu spędzam w pociągach. Dojazd w jedną stronę z przesiadkami 1 godz. Mam lekcje rozstrzelone po regionie i po całym tygodniu Ale to nic, to tylko do wakacji. Na przyszły rok szkolny sama sobie ustalę. Aaa, w tym miejscu należałoby zdradzić co robię. Ano jestem katechetką.








Grudzień to szaleństwo. Próby jasełek, na lekcjach prace ręczne, gwiazdki, aniołki i inne ozdoby ścienne.

 Tak pomiędzy jeszcze jarmarki walizkowe. No i rok się skońszył. Pozytywnie. A co najważniejsze ręce działają taki miły prezent pod choinkę.


Plany, postanowienia, i co?
 Brak czasu, inne sprawy, ważniejsze. Odsuwanie wszystkiego na póżniej. Zapomniałam o sobie. A życie zweryfikuje wszystko.
No i nie wiem jak dalej pisać, Zakładając tego bloga, myślałam o dzieleniu się moimi projektami i przeżyciami twórczymi i nie tylko, z innymi.
A teraz dojdzie jeszcze jeden aspekt, terapeutyczny. Przyplątało się choróbsko, które odciska bardzo dokładnie swoje znamię na ciele i duszy.
Weryfikuje wszystko!!!
Chcę wrócić do mojego Atelie, do tworzenia dla siebie i innych, a nie tylko na lekcje (chociaż muszę przyznać, że to też jest fajne).


Tak jakoś pasuje mi to zdjęcie. Jezioro koło Dziwnówka. Byłam latem. Zaskakujące. Gładka tafla wody, 500 metrów płycizny, ale gdzieś tam daleko nieznana głębia.