Ot tak po prostu, bo po pierwsze, mam ją w nazwisku od męża otrzymanym,
a po drugie do porannych ptaszków nie należę. I to wastarczy.
Wylatując z gniazda rodzinnego byłam jeszcze nielotem, dlatego do Szwajcarii dotarłam drogą lądową. Mój Marek, ten co mnie obdarzył tą sówką w nazwisku już tu był. I tak stałam się so.wą w Szwajcarii.
Mając dwójkę dzieci zdobywałam ciągle nową wiedzę. medyczną, pedagogiczną, szkolną i wszelaką. No i rozwijałam swoją kreatywność odpowiednio do potrzeb nieopierzonych potomków. Tak delikatnie szybując, nabierałam mocy w skrzydłach i stałam się kreatywna so.wa.
Młodym podrosły pióra, mogły już same latać więc nadszedł czas i dla mnie, mogłam sprawdzić jak się będą miały szkoła i so.wa. Mnie się podoba, a szkoła też jest zadowolona.
Ja sobie latam, rozwijam skrzydła,
a w obsłudze naziemnej mam wspieraczy so.wy, którzy cierpliwie oczekują na moje lądowanie.
I tak jestem po prostu so.wa, ciesząca się, że może latać tam gdzie chce, pomimo huraganu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz