piątek, 19 września 2014

Jak to było z decoupage





  

Biżuteria była początkiem.

Pierwsze dzieła były próbami poskładania czegoś ciekawego z różnych elementów. Szukając w internecie  możliwości nabycia takowych drogą kupna, o w miarę przyjazej cenie na próbne dzieła,natknęłam się na ozdobione elementy drewniane.. I to był decoupge.
Weszłam głębiej w materię i wsiąkłam. Cuda można robić!! 
W Szwajcarii jest to znane jako technika serwetkowa. Tutaj prace ręczne mają spore znaczenie.
W szkole podstawowej sporo czasu temu poświęcają: 2 lekcje w tygodniu na tekstylne warsztaty i jeszcze 2 na pozostałe materie.
Wracając do dekoupge. Dzieła, które tu spotkałam nie dorównywały do tych tworzonych przez polskie dziewczyny. Na tym skrawku ziemi największe wzięcie ma szycie, szydełkowanie i robienie na drutach, i w tym Szwajcarki są świetne.



Postanowiłam zrobić kurs z podstaw we Wrocławiu. Znalazłam w Kreaterii kurs indywidualny. To mi odpowiało! Zaplanowałam wszystko. Tak mi się zdawało. Chciałam pogodzić przyjazd w pewnym sensie służbowy z rozwijaniem umiejętności. Inaczej mówiąc pobyt kilkudniowy pobyt we Wrocławiu  grupy 16-to latków ze Szwajcarii w ramach przygotowań do bierzmowania, z moją chęcią poznania tajemnic klejenia, lakierowania, spękań itd.
No i tak to wyszło, że w nocy nie spałam, bo grupa była baaardzo podekscytowana i usnęli dopiero o 6 nad ranem, a ruszyliśmy o 21. Rano przy wjeździe do Wrocławia panowie ze służby technicznej postanowili sprawdzić dokładnie autobus. Godzina w plecy. Jedziemy dalej, na parking pod operą, a tam nie ma miejsca!!! No kurcze, a myślałam, że na luziku wszystko ogarnę. Planowo mieliśmy być o 11 już w hotelu, a kurs na 13. A tu po 12 i parkingu nie ma. Znający Wrocław wiedzą, że samochód i parkowanie to niezłe wyzwanie, a ja tu muszę AUTOBUS gdzieś postawić! Udało się!!! Było miejsce pod Orbisem tylko chcieli zapłaty za pierwsze dwa dni. Kierowiec złotówków nie miał i ja też od razu stówką nie dysponowałam (nie planowałam płacenia za parking strzeżony autobusu). A czas leci. Kurs za 20 min. Może pomyślicie, po co ten stres, mogłam zadzwonić i przesunąć. Niestety nie. Na kurs były potrzebne 3 godz. To było jedyne okienko w naszym całym planie pobytu. Musiałam zdążyć! Na moje szczęście kantory można znaleźć dosłownie za rogiem. Zapłaciliśmy i... 
Kierowca!! Przecież on jakoś musi trafić do hotelu! Języka nie zna, nawigacja połączona na mur z autobusem, a czas leci. Podprowadziłam go kawałek (starał się bardzo, aby mi pomóc, pędząc za mną). Był przeszczęśliwy, gdy znalazł się w znajomej okolicy i nie musiał mi towarzyszyć. Ja też doznałam ulgi. Spóźnienie było małe, a dziewczyny w Kreaterii przesympatyczne, Poratowały kawą i słodkim. Cierpliwie wszystko tłumaczyły i było cudnie. Wieczorem byłam poootwornie zmęczona, ale to było miłe zmęczenie.
Efekty oceńcie sami. Znalazłam stare zdjęcia, bo moja pierwsza skrzynka (zdjęcie na początku) ma nowego właściciela :)




Nr. 1, 2 i 5 od lewej - zrobione na kursie





Po powrocie






Potem.. przyszła kolej na Hello Kitty






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz