wtorek, 14 października 2014

Przygoda z wire-wrapping



Ciągle szukam nowego. Jak to mówią: w miarę jedzenia apetyt rośnie. Kurs jubilerski - połknięty, kurs podstaw decoupagu - połknięty, a ja głód coraz większy czuję. Na szczęście od takiego obżarstwa się nie tyje.
Zaczęłam znowu buszować po chyba najlepiej zaopatrzonej "lodówce" pod tytułem internet. Kierując się słabością do miedzi postanowiłam poszukać czegoś co można z tego materiału zrobić. Zaintrygował mnie wire - wrapping (ćwiczy się na drucie miedzianym a i gotowe prace wykonane z takiego drutu są cudne). Dokopałam się do przepięknych prac Ani Siudzińskiej z Involute. I... wielka radość, ta zdolna osoba mieszka we Wrocławiu i robi kursy również indywidualne. Mniaam!!
W ruch poszedł kalendarz i zaczęło się planowanie. Do dyspozycji miałam kilka dni rodzinnego wyjazdu do Wrocławia. I jak tu przekonać moich domowych, że ja muszę dwa dni po kilka godzin spędzić bez nich, poznając tajniki tworzenia takich cudeniek.
Po świętach wielkanocnych 2013, pamiętnego kwietnia przebrnęliśmy przez zaspy pod Dreznem do ogarniętego srogą zimą Wrocławia. Przeżyliśmy szok. U nas było ciepło!
Na zewnątrz plucha a mnie ogrzewało od środka błogie nasycenie twórcze.
Kurs godny polecenia, poprowadzony fachowo i w miłej atmosferze.
Oto efekty, kilka prac, które zdążyłam uwiecznić.













Drut fajna sprawa, ale można też wywijać zawijasy ze sznurków sutaszowych.
O tym następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz